poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 31



  Zdenerwowana Zo wraz z Liamem i Ewel, od razu po wylądowaniu samolotu w mieście pobytu Justina, chciała jak najszybciej dostać się do szpitala, w którym przebywał jej chłopak. Odkąd dostała wiadomość, o jego bardzo złym stanie, nie potrafiła myśleć o niczym innym, niż tylko o tym jak Justin się czuje. Obiwiniała się o to, że była dla niego taka oschła.
Szybko odnaleźli samochód Scootera, który czekał na nich już od dłuższego czasu.
-No, jedźmy już do tego szpitala! – powiedziała zirytowana Zoey, kiedy zamiast ruszać, wszyscy dziwnie się na nią patrzyli.
Czy przypadkiem nie dostrzegła w oczach Eweliny przebłysku rozbawienia?
Świruję z nerwów – stwierdziła w myśli.
Scott uśmiechnął się do niej i ruszył nic nie mówiąc.
Zo denerwowała się coraz bardziej.
-Tam był szpital… - odezwała się w pewnym momencie zdezorientowana.
-Wypisali go, leży w hotelu – odpowiedział Scooter.
-Nie rozumiem… - powiedziała niepewnie Zoey – Jak jest w takim złym stanie, to dlaczego go wypisali?
-Wszystkiego dowiesz się na miejscu – powiedział Liam, a Zo spojrzała na niego, coraz bardziej zdziwiona.
-Co wy znowu kombinujecie? Zawsze wszytsko odbywa się za moimi plecami. Czemu? To wszytsko odbija się na moich nerwach i zdrowiu – powiedziała zirytowana Zo.
-Spokojnie. Agresywność zero – zaśmiał się Liam.
-Skończcie tę kłótnie, bo nie wiem czy zauważyliście, ale jesteśmy na miejscu – wtrąciła się Ewelina.
-Jaką kłótnię? – prychnęła Zo i wysiadła z samochodu.
Ruszyła w kierunku hotelu, ale po parunastu sekundach, zorientowała się, że nikt nie idzie za nią.
Wróciła do auta.
-Ruszajcie się! – powiedziała, niemal błagalnie.
-Pokój 141 – rzucił Scooter – Nie idziemy.
Zła Zo, trzasnęła drzwiami od samochodu i pobiegła do recepcji.
Na piętro dotarła bez problemu, bo pokój był zarejestrowany również na nią.
Była coraz bardziej skołowana i… z jakichś powodów wściekła.
Odnalazła pokój i nacisnęła na klamkę. Drzwi okazały się zamknięte, dlatego zaczęła mocno walić w nie pięścią.
Po chwili wychylił się jakiś dziadek z pokoju obok.
-Jest po 22:00!! Ludzie próbują spać!! – krzyknął okrywając się ciaśniej szlafrokiem.
Dziewczyna wywróciła oczami, dalej uderzając w drzwi.
-Przestań!! – podniósł głos, w momecnie, w którym Bieber raczył otworzyć drzwi.
-Przepraszam za nią – zwrócił się do staruszka i zanim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wciągnął dziewczynę do apartamentu i zamknął za nimi drzwi.
-No cześć – uśmiechnął się do dziewczyny, przywierając ją lekko do drzwi i patrząc jej głęboko w oczy.
-CO SIĘ TUTAJ DZIEJE? – zapytała zdezorientowana – Nie wydajesz się być bardzo chory – zmierzyła go złym spojrzeniem.
-Nie wiesz co jutro jest za dzień? – spytał, kładąc ręce na jej biodrach.
-Co ty wygadu…?! – Justin przerwał jej wpijając się w jej usta.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak za tobą tęskniłem – wyszeptał, gładząc delikatnie jej policzek.
Dziewczyna strąciła jego dłoń.
-Albo mi wyjaśnisz o co tu chodzi albo wychodzę – zagroziła.
-Uhm.. – odpowiedział muskając jej szyję.
Zoey odepchnęła go i sięgnęła do klamki.
-Okej, okej. Spokojnie, księżniczko – powiedział łapiąc jej dłonie i odciągając delikatnie od drzwi – Usiądź sobie, wszystko ci opowiem. Zrobić ci kawy?
-Nie.
-Herbaty?
-Nie.
-Kakałko? – zapytał słodkim głosem.
-No może – powiedziała z wymuszoną łaską.
Justin się roześmiał i zaczął przetrząsać szafki w poszukiwania kakaa.
Po chwili postawił je gotowowe przed nią i usiadł obok.
-A więc… - zaczął, badając wzrokiem jej twarz – Byłem chory. Bardzo. Powiedziałem im, że wyzdrowieję, tylko wtedy, kiedy cię zobaczę – mówił poważnie, po czym uśmiechnął się.
Zoey westchnęła.
-A tak serio?
-A tak serio to uznali, że po prostu brakuje mi czegośtam, przypisali mi to. To nic poważnego, ale tylko, kiedy jesteś niedaleko mnie…
-Justin… - jęknęła Zo – Tak się denerwowałam, bałam się… – ukryła twarz w dłoniach - a ty po prostu… Ty egoistyczny idioto!! Liczysz się tylko ze sobą! Nic nie obchodzi cię co ja czuję…
-Zoey…
-A co jakbym tam zemdlała z nerwów?! Tak strasznie się czułam, tak strasznie się o ciebie bałam… - mówiła na granicy wybuchnięcia płaczem albo krzykiem.
-Zo.. Czy dasz mi dojść do sło..
Nagle rozległo się pukanie.
Zdziwiony Justin zmarszczył brwi, wstał, podszedł do drzwi i nieprzekonany nacisnął na klamkę.
Za drzwiami ukazał się dziadziuś w szlafroku, z którym mięli do czynienia chwilę temu.
-Bądźcie, żeś wy ciszej dzieciaki! Do łóżka idźcie, a nie na siebie krzyczycie!
Justin posłał znaczące spojrzenie Zoey, a ta nie powstrzymała rozbawionego uśmiechu.
-Zaraz idziemy, proszę pana – obiecał Bieber.
-No, mam nadzieję – pogroził im palcem, a Jus zamknął za nim drzwi.
-No to jak? Idziemy do łóżka? – odwrócił się do Zo.
-Ale w jakim sensie…? – zapytała dziewczyna, udając zdezorientowaną.
-Chodź, to się przekonasz.. – uśmiechnął się łobuzersko.
Zoey pokręciła przecząco głową, chociaż widać było, że się waha.
-Najpierw porozmawiajmy – powiedziała.
Jus westchnął i skinął głową po czym usiadł obok dziewczyny.
-Urodziny – powiedziała nagle Zoey, przerywając ciszę.
-Co? – zapytał zdziwiony Justin.
-Pytałeś co jest jutro za dzień. A więc odpowiadam… Jutro są twoje urodziny.
Biebs skinął potakująco głową.
-Bardzo zależało mi, żebyś na nich była. Przepraszam, że tak to rozegrałem… Nie powinienem… - mówił przepraszającym tonem.
-Nie powinieneś, ale…
-Ale?
-Ale pewnie, gdybyś tego nie zrobił, nie przyznałabym, że za tobą tęsknię, dalej udawałabym złą na ciebie i pewnie byśmy się nie spotkali – wyznała Zo na jednym tchu.
Justin przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, po czym czule uśmiechnął.
-A więc wybaczysz mi? Czy mam się nie zbliżać, bo we mnie czymś rzucisz?
Zo odwzajemniła uśmiech.
-Myślę, że wybaczę…
Bieber podniósł się z miejsca i pomógł Zo wstać. Nie puszczając jej dłoni, musnął jej usta, po czym przytulił do siebie.
-Kocham cię – wyszeptał – Zawsze kochałem i zawsze będę kochał. Dlaczego zwątpiłaś w to, kiedy ostatnio się widzieliśmy? – zapytał muskając delikatnie jej policzek.
-Bo… - zawahała się – Po prostu… To była moja pierwsza noc… z kimś i… było tak cudownie i nagle okazało się, że wyjeżdżasz i… Nie chciałam zostawać sama… Przez chwilę czułam się nawet wykorzystana, chociaż wiem, że nie powinnam… Przepraszam, Jus… Wtedy ta kłótnia, to była moja wina… Ja nie chciałam, żeby tak wyszło…
-To nie była twoja wina, śliczna – zapewnił Justin, a jego ręka, nieznacznie wsunęła się pod materiał bluzki dziewczyny – Powinienem powiedzieć ci wcześniej, że następnego dnia wyjeżdżam. Wtedy nie byłoby podowu do kłótni. Może byśmy poczekali z tym seksem, może nie, może pojechałabyś ze mną, ale… Źle to rozegrałem. Powinienem pomyśleć... Ale sama wiesz, że to było pod wpływem chwili… Nikt tego nie planował. Myślę, że w zasadzie nikt z nas jakoś szczególnie nie zawinił.
Dziewczyna skinęła potakująco głową.
Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy.
-Właściwie to… Co my tu jeszcze robimy? Miły starszy pan w szlafroku kazał nam iść do łóżka – uśmiechnął się Justin.
-Od kiedy to słuchasz się miłych starszych panów w szlafrokach? – zaśmiała się Zoey, a Justin pocałował ją przeciągle.
-Odkąd mówią takie mądre rzeczy – odpowiedział, przesuwając ustami po jej szyi.
Dziewczyna jęknęła, a Bieber z łobuzerskim uśmiechem popchnął ją na kanapę.
-Kocham cię – powiedział czule, całując ją namiętnie.
Wziął ją na ręce, Zo oplotła jego szyję rękami, a tułów nogami, a on trzymał dłonie na jej pośladkach. Justin musnął jej usta i zaniósł ją do łóżka. Nie puszczając dziewczyny położył się na niej.
-Deszczowa Księżniczko, wiesz, że przez to, że się pokłóciliśmy i poszłaś ode mnie, przechodząc przez cały Londyn w ‘ciekawym stanie’, wszyscy myślą, że ze sobą sypiamy? – zapytał muskając jej szyję biorąc się za zdejmowanie z niej bluzki.
-A mylą się? – zapytała Zo próbując zapanować nad biciem swojego serca.
Justin się roześmiał.
-Nie, ale wolałbym jednak, żeby nie wiedział o tym cały świat i nie zaczęli nam montować ukrytych kamer w pokojach hotelowych – powiedział, kiedy dziewczyna zaczęła rozpinać jego koszulę.
-Przepraszam, nie chciałam – powiedziała uśmiechając się rozbawiona.
-Myślę, że dam radę jakoś ci wybaczyć… - powiedział rozpinając jej stanik – Nigdy cię nie opuszczę. Nigdy. I nie wypuszczę cię tym razem tak łatwo.
Zoey się zaśmiała, a Bieber z łobuzerskim uśmiechem zaczął zsuwać z niej spodnie.

______________________________
Hmm... Trochę mnie nie było... xD Pamiętacie to jeszcze? Co sądzicie o tym rozdziale? :) Napisany jak zwykle z Zuzią <3 + niedługo pojawi się następny ;)