środa, 4 lipca 2012

29. A jak to jest...?


    Justin rozejrzał się dookoła. Znajdował się w jakimś dziwnym, pustym… pomieszczeniu? Wszystko oświetlone było jasnoniebieskim światłem.
-Masz ciekawą minę – usłyszał rozbawiony głos dziewczyny.
Odkręcił się i zobaczył Zo.
-Cześć, kochanie – uśmiechnął się szeroko i ruszył w jej kierunku, z zamiarem przytulenia jej.
-Stop! – krzyknęła dziewczyna, a on momentalnie zamarł w miejscu – Ty naprawdę jesteś tępy. Nie pamiętasz już, że w tych snach nie możemy mieć żadnego kontaktu fizycznego?
-Czyli, że nie mogę cię dotykać, tak? – westchnął zakłopotany – Dawno takiego snu nie było, to miałem prawo zapomnieć.
-Ojej, poczułeś się urażony? – zakpiła.
-A ty byś się nie poczuła, gdybym nazwał cię tępą?
-Och, przepraszam, że zraniłam delikatne uczucia pana gwiazdy – mówiła ironicznie.
-Oj, daj spokój, Zo. Nie chcę się kłócić – powiedział, podchodząc do niej trochę bliżej – Te sny są chore. Jak może nam się śnić to samo? Mam nadzieję, że nie będzie tego dziwnego snu o rodzeńswie, bo będę się dziwnie czuł, mając cię za siostrę…
-Bo ze mną spałeś?
-Powiedzmy – odpowiedział.
-Ja też nie lubię tych snów… Jak się obudzę to zawsze tak dziwnie się czuję…
-Ale wiesz co? Cieszę się, że mogę cię zobaczyć chociaż we śnie – powiedział Justin uśmiechając się niepewnie.
W tym momencie wszystko zaczęło falować i zapadła ciemność.
Bieber próbował się poruszyć, ale miał wrażenie, że utknął gdzieś pomiędzy jawą, a snem.
Po chwili znowu zalała go fala kolorów. Zobaczył szkołę, tę którą widział w snach już wcześniej, po chwili poczuł, że coś przenosi go dalej. Był jak duch unoszący się bezwładnie w powietrzu, mijał centrum handlowe, jakimś dziwnym sposobem znajome domy, aż wreszcie minął kościół. Jakaś siła spowodowała, że zatrzymał się na cmentarzu. Zobaczył gdzieś siedemnastoletnią, płaczącą Zoey-Susan, mnóstwo ludzi ubranych na czarno i księdza odmawiającego modlitwę. Kiedy spróbował przeczytać co napisane jest na nagrobku, poczuł, że spada. Zbliżał się do ziemi w zabójczym tempie. W momencie, kiedy miał się z nią zderzyć, znowu zobaczył ciemność. Miał wrażenie, że jego serce przestało bić, ale po chwili zaczęło uderzać ze zdwojoną prędkością.
Ocknął się łapiąc łapczywie powietrza, a jego serce waliło coraz szybciej.
-Ocknął się! – krzyknął jakiś głos, którego Justin nie był jeszcze wstanie dopasować do jakiejkolwiek osoby.
Usiadł i rozglądał się tępo po pomieszczeniu. Kiedy jego wzrok zaczął łapać ostrość, zdał sobie sprawę, że znajduje się na szpitalnym łóżku. Załamany, wrócił do pozycji leżącej.
Ciągle próbował wyrównać oddech. Po kilku minutach zwrócił uwagę na trzy osoby stojące obok jego łóżka. Była to Pattie, lekarz i Scooter.
-Cześć? – powiedział Justin, kiedy zauważył, że stoją nad nim i nie odrywają od niego wzroku. Przestraszył go brzmienie jego głosu. Odchrząknął – A więc… Żyję, tak? – zapytał z głupkowatym uśmiechem.
Pattie westchnęła i przytuliła go delikatnie.
-Synku, co ci jest? – zapytała zaniepokojonym głosem.
Justin uznał to za pytanie retoryczne, dlatego nie odpowiedział. Skąd niby on miał wiedzieć, jeśli żaden lekarz nie potrafił wyjaśnić tego, dlaczego tak często traci przytomność…
-Bieber, jeśli jeszcze raz nam uciekniesz to zaczniemy cię przywiązywać, jasne? A więc nie próbuj niczego. Zrozum, że musimy ustalić w jakim jesteś stanie. Jeśli straciłbyś przytomność np. prowadząć samochód spowodowałbyś najprawdopodobniej śmierć swoją, jak i kilku innych ludzi – powiedział lekarz.
Justin pokiwał głową. Nie bardzo podobało mu się, że musi siedzieć w szpitalu, ale doszedł do wniosku, że nie ma innego wyjścia.
-Nie moja wina, że macie taką słabą ochronę – powiedział. Pattie posłała mu karcące spojrzenie – Po prostu nie rozumiem dlaczego robicie z tego takie wielkie halo – powiedział Biebs niezadowolonym głosem, podnosząc ręce w obronnym geście.
-Słuchaj, Justin – zaczął lekarz - Gdybyś zemdlał raz, w porządku; dwa, można przymknąć na to oko; trzy, no cóż, pech, ale w twoim wypadku nie kończy się na trzech i nie wygląda na to, że się skończy. Jesteś bardzo chudy i blady. Na razie nie potrafię określić czy to przemęczenie, czy oznaki choroby, a więc bardzo cię proszę, współpracuj, jeśli chcesz się stąd wydostać. Zdrowy.
Bieber westchnął i nie skomentował tej wypowiedzi.
-Mam zadzwonić do Zoey i powiedzieć jej, że jesteś w szpitalu? – zapytała Pattie.
-Nie! – powiedział szybko Jus – Nie chcę, żeby się o mnie martwiła…
-Ale…
-Nie. Po prostu nie. Jak będę chciał, żeby wiedziała, to sam jej o tym powiem. Nie chcę, żeby się martwiła – powiedział z naciskiem.
-Jak wolisz – rodzicielka wzruszyła ramionami.
Bieber przyjrzał się mamie. Miała podkrążone oczy, była chyba niemal tak blada jak on. Wiedział, że zamartwia się o niego, ale czuł też, że stracił ją, kiedy tylko do jego głowy przyszła głupia myśl, że poradzi sobie bez niej, że nie chce czuć się przez nią ograniczany. Stała się dla niego zbyt mało ważna. Prawie wszystkie ich rozmowy kończyły się kłótniami. Zdawał sobie sprawę z tego, że sława go zniszczyła, ale najgorsze było to, że nie miał najmniejszego pojęcia, jakby mógł to naprawić.
Kiedy skończył swoje rozmyślenia, zdziwiony zauważył, że został sam w sali. Może zasnął? Nie miał pojęcia… Sięgnął po telefon, który leżał na szafce obok niego. Trzy nieodczytane smsy. Otworzył pierwszy.
„Cześć, debilu. Zapomniało się już, że się ma przyjaciela, co? Dzięki, że pomogłeś mi z Megan :D Odezwałbyś się czasem, a nie -.-‘ CHRIS”
Bieber się uśmiechnął.
„Cześć Krysiu. Sorry, że nie pisałem, ale po prostu nie miałem czasu nawet oddychać… Dosłownie. Obiecuję, że niedługo się odezwę. A jak tam z Meg? ;> Zdobyłeś ją wreszcie? :D Czyżby Chris zorientował się wreszcie o co chodzi z dziewczynami? xP”
Włączył kolejną wiadomość. Od Seleny.
„Zostawiłeś u mnie bluzę.”
„I nie zamierzam po nią wracać” – odpisał.
Tylko, żeby ostatni był od Zo – pomyślał błagalnie i włączył ostatniego smsa.
„Jus, jak się czujesz? Wiem, że lubisz sb czasem zemdleć po takim wspólnym śnie…”
Justin chwilę bez słowa wpatrywał się w wiadomość. Po kilku minutach wykręcił numer Zoey.
-Tak? – odebrała zaspanym głosem.
-Obudziłem cię, śliczna?
-Nie, nie mogę przez ciebie spać. Jak się czujesz?
Bieber przygryzł nerwowo wargę.
-Źle.
-Co ci jest? – zapytała zaniepokojona.
-Nic… Tylko tyle, że nie ma cię przy mnie.
-A ja tu już zawału o mało nie dostaję a ty..! – powiedziała zdenerwowana.
-Cieszę się, że się o mnie martwisz, kochanie – Justin uśmiechnął się do słuchawki.
-Oj, spadaj – Zo się rozłączyła.
Bieber uśmiechnął się smutno. Jest zła, ale przynajmniej nie będzie się niepotrzebnie zamartwiała.
-Siema, zjebie – do sali wparował Christian i rozwalił się na wolnym łóżku obok niego.
Justin posłał mu zszokowane spojrzenie.
-WTF? Co tu robisz? – zapytał Bieber kiedy otrząsnął się z wielkiego szoku.
-Serio się nie domyśliłeś? Myślisz, że wydawałbym na ciebie tyle kasy pisząc do ciebie zza granicy? Lubię cię odwiedzać w szpitalach – wyszczerzył się.
Jus się roześmiał.
-Ty nigdy nie raczysz uprzedzić przed tym jak przyjedziesz, co?
-Twoja mama wie – odpowiedział Chris i wgryzł się w jabłko, które leżało na szafce Biebera.
-A może ja chciałem je zjeść – odezwał się niezadowolony Justin.
-Chcesz? – Christian wyciągnął rękę z jabłkiem w stronę Biebsa.
-Teraz to już nie dzięki. Zjadłeś to najczerwieńsze miejsce – powiedział obrażony Jus. Chris się zaśmiał – To teraz jak już zeżarłeś mi jabłko, możesz mi powiedzieć jak tam z Meg.
Christian uśmiechnął się tajemniczo, ale nie odpowiedział.
-No ok… To powiedz jak daleko wasze sprawy się posunęły – Bieber przybrał również tajemniczy wyraz twarzy.
-A jak tam Zo? – Christian zmienił temat – Widziałem zdjęcia z Londynu.
-Nie ty jeden. Pierwszy zapytałem.
-Poczekaj, teraz jem – ugryzł jabłko po raz kolejny – Nie mówi się podczas jedzenia – dodał z pełnymi ustami.
-W takim razie to, co właśnie zrobiłeś to…? – zapytał rozbawiony Biebs.
Christian pokazał mu gestem, że nie może mówić.
Justin pokręcił załamany głową.
-A, więc co u mnie i Zo…? Umm… No… Ogólnie nie jest źle, ale trochę się posprzeczaliśmy. Strasznie za nią tęsknię, spałem z nią, jest na mnie zła, zazwyczaj nie odbiera telefonów…
Christian się zakrztusił.
-Powtórzysz to drugie?? – zapytał dalej kaszląc – Myślałem, że ten Londyn to było tylko tak, żeby było gadanie – mówił słabym głosem, nie przestając kaszleć.
-Nie Krysiu. Od tego, żeby było gadanie to jest Selena. Pewnie widziałeś zdjęcia z imprezy, co? Dobra, mniejsza. Teraz ty mów. Czekam.
Christian przeżuwał jeszcze pół godziny ostatni kęs jabłka.
-A więc… - zaczął i zrobił pięciominutową przerwę, którą Bieber skomentował tylko głębokim westchnięciem – Ona… - znowu przedłużenie napięcia.
-Jest w ciąży? – zapytał rozbawiony Justin.
-Tak – powiedział Beadles z poważną miną – Szykują się już nawet wnuki. Biebs parsknął śmiechem – Justin, zostaniesz prababcią!!
-Dobra, dobra, Chris. Powiedz wreszcie, zanim znowu stracę przytomność!!
-A już myślałem, że dziewictwo. Ufff.
Bieber posłał mu spojrzenie z serii ‘R U fuckin’ kiddin’ me?’.
-Ok, ok. Jestem z nią – wyszczerzył się Beadles.
-I jesteś pewien, że ona o tym wie…?
-Tak?
-Dobra, tylko się upewniam. I jak to jest Christino mieć dziewczynę?
-A jak to jest uprawiać sex? – zapytał w momencie, kiedy do sali weszła Pattie.
Bieber zamarł, nawet przestał na chwilę oddychać.
-Co? Że ja? Niby skąd miałbym wiedzieć? Nie no Chris, co ty odwalasz? W internecie sobie sprawdź – z jego ust posypał się potok słów, a na twarzy pojawił się rumieniec.
Chłopacy nie potrafili wyczytać niczego z wyrazu twarzy Pattie.
-Justin, Justin – westchnęła Pattie – Możesz mu opowiedzieć, ja wyjdę – powiedziała rozbawiona i po chwili zniknęła za drzwiami.
-A, co jak ona podsłuchuje za drzwiami – szepnął Christian do Biebera
-Debilu! – krzyknął szeptem Justin i uderzył Chrisa w ramie – ‘Jak to jest uprawiać sex?’?! CO TO MIAŁO W OGÓLE BYĆ?!
-No co? Chcę wiedzieć – Beadles niewinnie wzruszył ramionami.
Justin z trudem powstrzymywał się, żeby nie rzucić się na przyjaciela.

Zo leżała na łóżku i nie mogła zasnąć. Jej serce nie uspokoiło się jeszcze po śnie, a tym bardziej po usłyszeniu głosu Justina przez telefon. W pierwszym momencie uwierzyła mu, że dobrze się czuje, ale im dłużej o tym myślała, wydawało jej się to coraz mniej realne… Nie wiedziała jak, ale po prostu czuła, że czuje się źle…
A może po prostu świruję? – zapytała się w myślach. Przekręciła się na bok i spróbowała zasnąć. Kiedy już, już była na granicy jawy i snu, usłyszała z trudem tłumiony śmiech przyjaciółki dochodzący z pokoju obok. A o to i drugi powód z jakiego nie mogła spać. Nie potrafiła przestać myśleć o tym co Liam i Ewel mogą wyprawiać w pokoju obok. Może nic groźnego? Może mogłaby pójść i pośmiać się z nimi? W końcu odepchnęła od siebie tę myśl. Nie będzie im przeszkadzała. Mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o Justinie. Na pewno nie chciałaby na miejscu Eweliny, żeby ktoś przerywał im cokolwiek z tego co teraz robią, nawet jeśli chociażby grali w karty, które jej przyjaciółka przyniosła z domu, w które Zo zawsze wygrywała, a Ewel za każdym razem ze śmiechem wszystkie rozrzucała i krzyczała na nią, że oszukuje. To była ich ulubiona gra. Gra przywieziona z Niemiec przez chrzestną Eweliny, teoretycznie należała do jej młodszego brata, ale w praktyce Zoey i Ewel ustanowiły ją swoją ulubioną grą i grały w nią prawie przy każdym spotkaniu.

 -Wygrałam!!! – powiedziała Ewelina uniesionym szeptem i zaczęła tańczyć po łóżku.
Liam patrzył na nią rozbawiony. Miała na sobie krótkie spodenki i powyciąganą bluzkę na ramiączkach, ale dla niego jak zawsze prezentowała się atrakcyjnie.
-Zejdź na dół, skarbie, bo obudzisz cały dom – pociągnął za jej bluzkę i w efekcie, zanim Ewel zdążyła, spowrotem usiąść, Liam zobaczył trochę za dużo spod jej bluzki.
Odwrócił głowę, bo spojrzenie mu się zamgliło. Myślał, że ciężko mu wytrzymać z rękami przy sobie wcześniej, teraz to już był kompletnie poziom hard. Po chwili przerwy spojrzał na Ewelinę. Jej twarz była lekko zarumieniona, a oczy błyszczące. Kiedy zauważyła, że patrzy uśmiechnęła się do niego.
-Co ci tak wesoło, mała? Pozwoliłem ci wygrać – powiedział, żeby chociaż spróbować odciągnąć swoją głowę od myślenia o jednym.
-Tak, oczywiście – pokazała mu język, jak pięciolatka – Przyjmij przegraną jak prawdziwy mężczyzna.
Uśmiechnął się zawadiacko, przysunął się do niej. Zanim dziewczyna się zorientowała, leżała pod nim, a on patrzył jej w oczy.
-A jak przyjmuje przegraną ‘prawdziwy mężczyzna’? – zapytał przygryzając jej wargę i całując namiętnie jej usta.
-Nie wiem, ale podoba mi się twój sposób – odpowiedziała rozmarzona, pomiędzy jego kolejnymi pocałunkami.
Nagle telefon Ewel zaczął wibrować.
Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz.
-Mariusz? – powiedziała zdziwiona. Udawała obojętną, ale jej serce niebiezpiecznie przyspieszyło.
Liam wyczuł jej reakcję i nie do końca zadowolony podał jej telefon.
Usiedli, a Liam przytulił Ewel do siebie mocno. Dziewczyna oparła głowę o jego ramię i włączyła smsa.
‘Ciągle mi się śnisz, nie mogę przestać o Tb myśleć. Spotkamy się? Jutro, tam gdzie wtedy?’
W oczach Eweliny pojawiły się łzy, ale zamiast zacząć płakać, jak podejrzewał Liam, zaczęła się śmiać.
Wtuliła się w niego, a Liam czuł, że toczy ze sobą w środku walkę. Pomiędzy tym co czuje, a tym co wie. Zabolało go trochę to, że ten palant dalej wzbudza w niej takie uczucia, kiedy ma przecież go… Nic nie mówił, tylko głaskał czule jej plecy. Wiedział, że potrzebuje teraz ciszy, żeby wszystko sobie poukładać.
-Spotkasz się z nim? – zapytał szeptem, po kilku minutach.
Dziewczyna bezradnie wzruszyła ramionami, poczuł, że coś skapnęło na jego ramię.
-Ewel, tylko nie płacz – powiedział błagalnie i przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. Oplotła go nogami i rękami i trzymała się jak ostatniej deski ratunku.

___________________________________
Napisany z pomocą Zuuuzi :*