Do kraju, gdzie miała odbyć się impreza urodzinowa, z okazji urodzin Biebera, Zo i Justin dolecieli w samo południe.
-Jus, kogo zaprosiłeś na urodziny? – zapytała Zoey, kiedy
weszli do pokoju hotelowego.
Bieber wpił się w usta dziewczyny przyciskając ją do ściany.
-Później ci powiem, teraz jestem zajęty – odpowiedział wsuwając
ręce pod jej bluzkę.
Zo odepchnęła go od siebie ze śmiechem.
-Nie. Teraz mi odpowiadasz.
Justin zrobił minę skrzywdzonego szczeniaczka.
-Tylko kilka osób – znowu musnął jej usta.
Zoey odsunęła się od niego na bezpieczną odległość.
-A dokładniej? – zapytała.
-Umm… Z 10 osób… plus jedno zero…
-Justin?! – pisnęła Zoey.
-No co? Scott zapraszał większość – Bieber wzruszył
ramionami.
-I Selenę? – spytała Zo z ironią.
-Justin, potrzebujemy cię przy przygotowaniach! – do pokoju wszedł Kenny – O, Zoey!!!
– padł jej w objęcia… A raczej ją podniósł i przycisnął mocno do siebie.
-Cześć, Kenny – roześmiała się dziewczyna.
-Puść ją – powiedział naburmuszony Justin.
-Weź wyluzuj Jazo – zaśmiała się dziewczyna – Ty mnie nie
zaniesiesz na plecach, a Kenny tak.
-Zakład, że zaniosę? – zapytał wojowniczo - Już cię nosiłem
– mruknął pod nosem, a Kenny spojrzał na nich podejrzliwie.
Zapadła krępująca cisza.
-Nie będę wnikał – powiedział Kenny.
-Jus, ja cię bardzo kocham, najbardziej na świecie, ale
jesteś za bardzo osłabiony, żeby mnie nieść i prędzej byś się połamał niż byś
mnie tam doniósł – odezwała się zmieszana Zo.
-Tsaa – powiedział Bieber z niezadowoloną z jakichś powodów
miną – Mi się dotknąć nie dajesz, a mu od razu na ręce wskakujesz…
-Nie daję?! Jesteś pewien, że nie daję?? – powiedziała
ostro.
-Oj, wyluzuj, kochanie – powiedział Justin – Dobra, nie
kłóćmy się. Ok, jestem zazdrosny o każdego chłopaka, który chociaż cię dotknie
– uniósł ręce w obronnym geście – Kocham cię.
-Ja ciebie też – uśmiechnęła się Zo.
-Idziemy?! – zniecierpliwił się Kenny.
Biebs skinął głową i wyszli na korytarz.
-Kochanie, co robisz? – zapytał zdziwiony Justin, podchodząc
do Zoey z ponczem.
-Liczę gości. 93, 94, 95, 96, 97, 98…
-Ej, a może chociaż na mnie spojrzysz, co?
-Nie rozpraszaj mnie! 99, 100, 101, 102, 103… Miało być 100,
Justin, a to nie wszyscy! 104 – ciągnęła patrząc na tłum – 105, Selena, 107.
-Co?! Gdzie?! – zapytał zdenerwowany Bieber.
Zoey pokazała palcem.
-Tam. Idzie do nas.
-Cześć Justin! – Sel z wielkim uśmiechem przytuliła
Biebera i musnęła jego policzek – Sto lat, sto lat.
-Dzięki… - powiedział Biebs wyrywając się z jej uścisku.
Zaczął się rozglądać za Zo, ale ona gdzieś zniknęła.
-To ta twoja…? – zapytała Selena z kpiną – Chyba się zmyła.
-Taa. Przez ciebie – Justin wypatrywał Zoey w tłumie,
-Przepraszam?
Bieber zignorował jej słowa i ruszył do przodu szukając
swojej dziewczyny. Zaklął pod nosem. Poświęcał jej dziś stanowczo za mało
uwagi. Ale miał tyle gości… Nie mógł się rozdwoić. Postanowił, że jakoś jej to
wynagrodzi, ale najpierw musi ją znaleźć. Kiedy tak chodził z jednego miejsca
na drugie, przepychając się pomiędzy mnóstwem ludzi.
-Cześć Justin! Gdzie twoja dziewczyna? Chętnie ją poznam! –
powiedziała Katy Perry.
-Hej, Katy. Jeżeli gdzieś ją znajdę to ci ją przedstawię –
obiecał Bieber nie przestając ani na sekundę wypatrywać Zoey.
-Jak można zgubić dziewczynę? – zapytała rozbawiona Katy.
-Opowiem ci później, okey? Albo nie. To jedno słowo…
-Selena?
-Jesteś genialna, Katy – Justinowi zdawało się, że mignęła
mu gdzieś miętowa sukienka Zo i ruszył szybko w tym kierunku. Kiedy tam dotarł
już jej tam nie było. Nie był przekonany, czy wzrok przypadkiem go nie zawiódł.
Szukał jej dobrą godzinę, olewając gości. Był pewny, że
sprawdził już każde miejsce. Był na nią coraz bardziej zły. Jak mogła sobie tak
po prostu gdzieś pójść? W jego urodziny? Nagle doznał olśnienia. Nie sprawdzał
jednego miejsca. Wybiegł na dwór i udał się na tył posiadłości. Kawałek stąd było
jezioro z niewielkim mostkiem. To miejsce wcześniej bardzo spodobało się Zo. Był na siebie
wściekły, że wcześniej o tym nie pomyślał. Pobiegł tam najszybciej, jak był w
stanie.
-Zoey! – zawołał, kiedy ją zobaczył. Siedziała na mostku i moczyła
stopy w wodzie. Odwróciła się zdziwiona w jego stronę, po czym wróciła do swojej
poprzedniej czynności. Na dworze było dość jasno, bo księżyc był w pełni i towarzyszyło mu mnóstwo gwiazd. Na niebie nie było, ani jednej chmurki.
-Dlaczego sobie poszłaś? – zapytał Justin smutno, siadając
obok niej i obejmując ją ramieniem.
-Nie chciałam ci przeszkadzać…
Wszyscy patrzyli na mnie jakbym była kosmitką. Co chwilę ktoś mnie pytał:
‘Jesteś tą lalą Biebera?’, czy tym podobne. Miałam dość, a ciebie w ogóle przy
mnie nie było. Nie miałam ochoty stać tam sama pośród obcych ludzi, znanych mi
tylko z telewizji. Wbrew pozorom to wcale nie jest fajne – odpowiedziała
wrzucając do wody kamyk i nie patrząc na Justina.
-Mała, poszłaś akurat wtedy, jak do
ciebie przyszedłem. Szukałem cię teraz przez półtorej godziny, a to TY masz
pretensje do mnie, tak? – zapytał Bieber.
-Nie mam do ciebie pretensji, Jus.
Ja po prostu nie nadaję się na takie imprezy. Poszłam sobie, bo było mi
przykro. Nie lubię tej całej Seleny i większości twoich ‘przyjaciół’. Wiem,
wiem, nie znam ich, nie powinnam oceniać, ale założę się, że większość z nich
leci tylko na kasę… 100 ileś tam osób? Po co tyle gości, jak z niektórymi
pewnie, nawet nie zamienisz słowa – powiedziała Zoey patrząc w dal.
-Wiesz... to, że jest tyle osób ma
też swoje plusy. Myślę, że nie zauważą, że mnie nie ma – uśmiechnął się do niej
i łapiąc za brodę przekręcił jej głowę delikatnie w swoją stronę – Spójrz na
mnie wreszcie Zo - powiedział wpatrując się w nią swoimi czekoladowymi oczami.
Dziewczyna spojrzała mu w oczy, a
on posłał jej uroczy uśmiech.
-Serio szukałeś mnie przez półtorej
godziny? – zapytała, a on poczuł jej oddech na swoich ustach.
-Uhm – pocałował ją czule. Nagle
usłyszeli chrzęst desek, ale nie zwrócili na to zbytniej uwagi.
-Ten most jest na pewno stabilny? –
zapytał rozbawiony Justin w momencie, kiedy deski pod nimi się zawaliły i
wpadli z pluskiem do wody.
-Jus??? – przestraszona Zoey
zaczęła wypatrywać Biebera. Nagle poczuła, że coś wciąga ją pod wodę. Pisnęła,
ale kiedy poczuła czyjeś usta na swoich, już się nie bała. Wynurzyli się z wody.
-A co jakbym się utopiła?! –
krzyknęła Zo.
-Zrobiłbym ci sztuczne oddychanie –
obiecał Justin zakładając jej za ucho kosmyk mokrych włosów.
Zoey się roześmiała i wygramolili
się na brzeg.
-Super, świetnie, zajebiście –
powiedział sarkastycznie Justin – Jest szansa, że przemkniemy się niezauważeni
obok ponad setki ludzi?
-Ależ oczywiście – odpowiedziała
sarkastycznie Zo.
-A więc… Hmm… Telefon! – krzyknął
przerażony Bieber i wyciągnął z kieszeni iPhona ociekającego wodą.
Zoey zaczęła się śmiać, a Jus posłał
jej ‘słodki’ uśmiech.
-Twój kochanie wygląda tak samo.
Nagle iPhone Justina zaczął
dzwonić, a Zo zaczęła się śmiać jeszcze głośniej.
-Cicho – powiedział rozbawiony
Biebs i odebrał telefon.
-Gdzie ty do cholery jesteś?!
Szukam cię już jakieś pół godziny! – krzyknął zdenerwowany Scooter.
-W Zoey – odpowiedział szybko –
Yyy, nie! Z Zoey. Z – podkreślił.
Scott parsknął śmiechem i przez
dłuższą chwilę nie mógł się uspokoić.
-Masz tu stówę gości, a zamiast się
nimi zajmować, pieprzysz się ze swoją dziewczyną… nie mam pojęcie gdzie.
Wracajcie.
-Okey, ale przynieś nam ciuchy.
-WTF?
-Wpadliśmy do takiego tam jeziorka…
-Że co??? Zgrywasz się Justin? –
zapytał zirytowany Scooter.
-Nie, siedzieliśmy na moście i się
załamał.
-Tak, oczywiście, bo jesteście
taaaaacy cięęęężcy.
-Chodź, to sam zobaczysz, ale
przynieś rzeczy – zakończył rozmowę Bieber.
-Padam – jęknęła Zo rzucając się na
łóżko o piątej rano – Mam dość wszystkiego – westchnęła – Ale od pierwszej
bawiłam się bardzo dobrze. Katy jest mega spoko. I lubię Seana Kingstona. W
sumie to Usher też jest meegaaa w porządku. O, i polubiłam Victorię Justice –
dziewczyna zaczęła się śmiać – SERIO ich znam! O, i Riri jest fajna.
Bieber uśmiechnął się do Zoey.
-Widzisz? Opłaca się mieć sławnego
chłopaka czasem – położył się na dziewczynie i musnął jej usta – Masz dla mnie
jakiś prezent na urodziny, kochanie?
-Umm… Ty masz wszystko, Jus –
powiedziała dziewczyna. Na śmierć zapomniała o prezencie – Nie miałam kiedy ci
cokolwiek kupić… - tłumaczyła się.
-A kto mówił o kupowaniu? – zapytał
Justin uśmiechając się łobuzersko.
Samolot, którym leciała Ewel z
Liamem wylądował o godzinie 5:10, jednocześnie mając opóźnienie pięciu godzin z
powodu awarii na lotnisku, z którego startowali.
-Myślisz, że będą bardzo źli, że
tak bardzo się spóźniliśmy? – zapytała zaniepokojona Ewel, wychodząc z
samolotu.
-Nie mam pojęcia… Może w ogóle nie
zauważyli, że nas nie ma? Tam miało być tyle osób… - odpowiedział Liam łapiąc
Ewelinę za rękę.
-Może…
Ewel miała wrażenie, że Liam… jest
dziś jakiś taki inny… Jej rozmyślenia przerwało to, że wyczuła na sobie jego
wzrok.
-Czemu tak patrzysz? – zapytała
spoglądając na niego niepewnie.
-Jak? – zapytał uśmiechając się
jednym kącikiem ust.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, a
chłopak musnął jej policzek i przytulił do siebie.
-Liam, masz adres tego ich hotelu?
– zapytała Ewelina.
-Uhm – odpowiedział chłopak – To
ten – wskazał dziewczynie głową.
Kawałek drogi z lotniska do hotelu
przeszli w milczeniu.
-Idziemy do Zo i Jusa? – zapytała
Ewel, kiedy weszli i recepcjonista podał im klucze do ich pokoju.
-Eee, nie. Oni pewnie już śpią albo
robią coś, na czym nie chcieliby zostać przyłapani – wyszczerzył się chłopak.
Ewelina się roześmiała.
-W takim razie zapukamy – mrugnęła
do niego – Myślę, że wypadałoby im powiedzieć, że jesteśmy.
-Ale…
-Jaki mają numer pokoju?
Liam wzruszył ramionami i przez
chwilę nie odpowiadał.
-15.
-Co? – zapytała zdziwiona Ewelina.
-15! To ich numer pokoju! Nie
kontaktujesz dziś za bardzo, Ewel – trącił ją biodrem i nacisnął na klamkę przy
drzwiach do pokoju Zoey i Justina. Było zamknięte.
-Miałeś nadzieję, że jednak ich
przyłapiesz? – zapytała rozbawiona Ewel, pukając do drzwi.
W pokoju nastało nagłe poruszenie.
Po chwili, drzwi otworzył
nieogarnięty Justin i zaprosił ich do środka.
Zoey siedziała na łóżku rozglądając
się za swoją skarpetką.
-Masz – Liam podał Zoey zgubę,
która leżała niedaleko drzwi.
Zo się zarumieniła, a Ewel
zauważyła jak Justin zapina spodnie, których suwak był z drugiej strony, niż być
powinien…
Ewelina wybuchła śmiechem i zgięła
się w pół. Ze śmiechu nie mogła złapać oddechu.
-Ciekawe co robiliście zanim
przyszliśmy – wydusiła, pomiędzy kolejnymi spazmami śmiechu.
-Pff. A może ja lubię nosić sobie
spodnie tył na przód? – zapytał uśmiechając się niewinnie, przygładzając
koszulę i potargane włosy.
-A ona rzucać skarpetkami? –
zapytał Liam.
W tym momencie wszyscy zaczęli się
śmiać.
-Spóźniliście się – powiedział
Justin próbując zachować powagę – A teraz może idźcie już spać, co? Na pewno
jesteście wykończeni podróżą... My też już padamy…
-Ależ nie, lecieliśmy pierwszą
klasą – wyszczerzyła się Ewelina.
-JESTEŚCIE ZMĘCZENI! Tak trudno TO
zrozumieć? – zapytał zirytowany Justin.
-Chodź, Ewel. Oni tu mają coś do
skończenia – powiedział rozbawiony Liam, łapiąc Ewel za rękę i wyprowadzając ją
z pokoju.
-Dziękuję uprzejmie – powiedział
Biebs zamykając im drzwi przed twarzami – Dobranoc – dodał, wychylając się z
pokoju i zaraz znowu zamykając drzwi.
-Mówiłem, że nas tam nie będą
chcieli – roześmiał się Liam.
-A nasz pokój to…? – zapytała Ewel.
-14 - powiedział chłopak i otworzył
drzwi do pokoju obok.
__________________________
Rozdział napisany z Zuzią ;)
Piszcie co sądzicie :)