Justin rozejrzał się
dookoła. Znajdował się w jakimś dziwnym, pustym… pomieszczeniu? Wszystko
oświetlone było jasnoniebieskim światłem.
-Masz ciekawą minę –
usłyszał rozbawiony głos dziewczyny.
Odkręcił się i
zobaczył Zo.
-Cześć, kochanie –
uśmiechnął się szeroko i ruszył w jej kierunku, z zamiarem przytulenia jej.
-Stop! – krzyknęła
dziewczyna, a on momentalnie zamarł w miejscu – Ty naprawdę jesteś tępy. Nie
pamiętasz już, że w tych snach nie możemy mieć żadnego kontaktu fizycznego?
-Czyli, że nie mogę
cię dotykać, tak? – westchnął zakłopotany – Dawno takiego snu nie było, to
miałem prawo zapomnieć.
-Ojej, poczułeś się urażony?
– zakpiła.
-A ty byś się nie
poczuła, gdybym nazwał cię tępą?
-Och, przepraszam, że
zraniłam delikatne uczucia pana gwiazdy – mówiła ironicznie.
-Oj, daj spokój, Zo.
Nie chcę się kłócić – powiedział, podchodząc do niej trochę bliżej – Te sny są
chore. Jak może nam się śnić to samo? Mam nadzieję, że nie będzie tego dziwnego
snu o rodzeńswie, bo będę się dziwnie czuł, mając cię za siostrę…
-Bo ze mną spałeś?
-Powiedzmy –
odpowiedział.
-Ja też nie lubię tych
snów… Jak się obudzę to zawsze tak dziwnie się czuję…
-Ale wiesz co? Cieszę
się, że mogę cię zobaczyć chociaż we śnie – powiedział Justin uśmiechając się
niepewnie.
W tym momencie
wszystko zaczęło falować i zapadła ciemność.
Bieber próbował się poruszyć, ale miał wrażenie, że utknął
gdzieś pomiędzy jawą, a snem.
Po chwili znowu zalała
go fala kolorów. Zobaczył szkołę, tę którą widział w snach już wcześniej, po
chwili poczuł, że coś przenosi go dalej. Był jak duch unoszący się bezwładnie w
powietrzu, mijał centrum handlowe, jakimś dziwnym sposobem znajome domy, aż
wreszcie minął kościół. Jakaś siła spowodowała, że zatrzymał się na cmentarzu.
Zobaczył gdzieś siedemnastoletnią, płaczącą Zoey-Susan, mnóstwo ludzi ubranych
na czarno i księdza odmawiającego modlitwę. Kiedy spróbował przeczytać co
napisane jest na nagrobku, poczuł, że spada. Zbliżał się do ziemi w zabójczym
tempie. W momencie, kiedy miał się z nią zderzyć, znowu zobaczył ciemność. Miał
wrażenie, że jego serce przestało bić, ale po chwili zaczęło uderzać ze
zdwojoną prędkością.
Ocknął się łapiąc łapczywie powietrza, a jego serce waliło
coraz szybciej.
-Ocknął się! – krzyknął jakiś głos, którego Justin nie był
jeszcze wstanie dopasować do jakiejkolwiek osoby.
Usiadł i rozglądał się tępo po pomieszczeniu. Kiedy jego
wzrok zaczął łapać ostrość, zdał sobie sprawę, że znajduje się na szpitalnym
łóżku. Załamany, wrócił do pozycji leżącej.
Ciągle próbował wyrównać oddech. Po kilku minutach zwrócił
uwagę na trzy osoby stojące obok jego łóżka. Była to Pattie, lekarz i Scooter.
-Cześć? – powiedział Justin, kiedy zauważył, że stoją nad
nim i nie odrywają od niego wzroku. Przestraszył go brzmienie jego głosu.
Odchrząknął – A więc… Żyję, tak? – zapytał z głupkowatym uśmiechem.
Pattie westchnęła i przytuliła go delikatnie.
-Synku, co ci jest? – zapytała zaniepokojonym głosem.
Justin uznał to za pytanie retoryczne, dlatego nie
odpowiedział. Skąd niby on miał wiedzieć, jeśli żaden lekarz nie potrafił
wyjaśnić tego, dlaczego tak często traci przytomność…
-Bieber, jeśli jeszcze raz nam uciekniesz to zaczniemy cię przywiązywać,
jasne? A więc nie próbuj niczego. Zrozum, że musimy ustalić w jakim jesteś
stanie. Jeśli straciłbyś przytomność np. prowadząć samochód spowodowałbyś
najprawdopodobniej śmierć swoją, jak i kilku innych ludzi – powiedział lekarz.
Justin pokiwał głową. Nie bardzo podobało mu się, że musi
siedzieć w szpitalu, ale doszedł do wniosku, że nie ma innego wyjścia.
-Nie moja wina, że macie taką słabą ochronę – powiedział.
Pattie posłała mu karcące spojrzenie – Po prostu nie rozumiem dlaczego robicie
z tego takie wielkie halo – powiedział Biebs niezadowolonym głosem, podnosząc
ręce w obronnym geście.
-Słuchaj, Justin – zaczął lekarz - Gdybyś zemdlał raz, w
porządku; dwa, można przymknąć na to oko; trzy, no cóż, pech, ale w twoim
wypadku nie kończy się na trzech i nie wygląda na to, że się skończy. Jesteś bardzo
chudy i blady. Na razie nie potrafię określić czy to przemęczenie, czy oznaki
choroby, a więc bardzo cię proszę, współpracuj, jeśli chcesz się stąd wydostać.
Zdrowy.
Bieber westchnął i nie skomentował tej wypowiedzi.
-Mam zadzwonić do Zoey i powiedzieć jej, że jesteś w
szpitalu? – zapytała Pattie.
-Nie! – powiedział szybko Jus – Nie chcę, żeby się o mnie
martwiła…
-Ale…
-Nie. Po prostu nie. Jak będę chciał, żeby wiedziała, to sam
jej o tym powiem. Nie chcę, żeby się martwiła – powiedział z naciskiem.
-Jak wolisz – rodzicielka wzruszyła ramionami.
Bieber przyjrzał się mamie. Miała podkrążone oczy, była
chyba niemal tak blada jak on. Wiedział, że zamartwia się o niego, ale czuł
też, że stracił ją, kiedy tylko do jego głowy przyszła głupia myśl, że poradzi
sobie bez niej, że nie chce czuć się przez nią ograniczany. Stała się dla niego
zbyt mało ważna. Prawie wszystkie ich rozmowy kończyły się kłótniami. Zdawał
sobie sprawę z tego, że sława go zniszczyła, ale najgorsze było to, że nie miał
najmniejszego pojęcia, jakby mógł to naprawić.
Kiedy skończył swoje rozmyślenia, zdziwiony zauważył, że
został sam w sali. Może zasnął? Nie miał pojęcia… Sięgnął po telefon, który leżał
na szafce obok niego. Trzy nieodczytane smsy. Otworzył pierwszy.
„Cześć, debilu.
Zapomniało się już, że się ma przyjaciela, co? Dzięki, że pomogłeś mi z Megan
:D Odezwałbyś się czasem, a nie -.-‘ CHRIS”
Bieber się uśmiechnął.
„Cześć Krysiu.
Sorry, że nie pisałem, ale po prostu nie miałem czasu nawet oddychać…
Dosłownie. Obiecuję, że niedługo się odezwę. A jak tam z Meg? ;> Zdobyłeś ją
wreszcie? :D Czyżby Chris zorientował się wreszcie o co chodzi z dziewczynami?
xP”
Włączył kolejną wiadomość. Od Seleny.
„Zostawiłeś u mnie
bluzę.”
„I nie zamierzam po
nią wracać” – odpisał.
Tylko, żeby ostatni był od Zo – pomyślał błagalnie i włączył
ostatniego smsa.
„Jus, jak się
czujesz? Wiem, że lubisz sb czasem zemdleć po takim wspólnym śnie…”
Justin chwilę bez słowa wpatrywał się w wiadomość. Po kilku
minutach wykręcił numer Zoey.
-Tak? – odebrała zaspanym głosem.
-Obudziłem cię, śliczna?
-Nie, nie mogę przez ciebie spać. Jak się czujesz?
Bieber przygryzł nerwowo wargę.
-Źle.
-Co ci jest? – zapytała zaniepokojona.
-Nic… Tylko tyle, że nie ma cię przy mnie.
-A ja tu już zawału o mało nie dostaję a ty..! – powiedziała
zdenerwowana.
-Cieszę się, że się o mnie martwisz, kochanie – Justin
uśmiechnął się do słuchawki.
-Oj, spadaj – Zo się rozłączyła.
Bieber uśmiechnął się smutno. Jest zła, ale przynajmniej nie
będzie się niepotrzebnie zamartwiała.
-Siema, zjebie – do sali wparował Christian i rozwalił się
na wolnym łóżku obok niego.
Justin posłał mu zszokowane spojrzenie.
-WTF? Co tu robisz? – zapytał Bieber kiedy otrząsnął się z
wielkiego szoku.
-Serio się nie domyśliłeś? Myślisz, że wydawałbym na ciebie
tyle kasy pisząc do ciebie zza granicy? Lubię cię odwiedzać w szpitalach –
wyszczerzył się.
Jus się roześmiał.
-Ty nigdy nie raczysz uprzedzić przed tym jak przyjedziesz,
co?
-Twoja mama wie – odpowiedział Chris i wgryzł się w jabłko,
które leżało na szafce Biebera.
-A może ja chciałem je zjeść – odezwał się niezadowolony
Justin.
-Chcesz? – Christian wyciągnął rękę z jabłkiem w stronę
Biebsa.
-Teraz to już nie dzięki. Zjadłeś to najczerwieńsze miejsce
– powiedział obrażony Jus. Chris się zaśmiał – To teraz jak już zeżarłeś mi
jabłko, możesz mi powiedzieć jak tam z Meg.
Christian uśmiechnął się tajemniczo, ale nie odpowiedział.
-No ok… To powiedz jak daleko wasze sprawy się posunęły –
Bieber przybrał również tajemniczy wyraz twarzy.
-A jak tam Zo? – Christian zmienił temat – Widziałem zdjęcia
z Londynu.
-Nie ty jeden. Pierwszy zapytałem.
-Poczekaj, teraz jem – ugryzł jabłko po raz kolejny – Nie
mówi się podczas jedzenia – dodał z pełnymi ustami.
-W takim razie to, co właśnie zrobiłeś to…? – zapytał
rozbawiony Biebs.
Christian pokazał mu gestem, że nie może mówić.
Justin pokręcił załamany głową.
-A, więc co u mnie i Zo…? Umm… No… Ogólnie nie jest źle, ale
trochę się posprzeczaliśmy. Strasznie za nią tęsknię, spałem z nią, jest na mnie zła, zazwyczaj nie odbiera telefonów…
Christian się zakrztusił.
-Powtórzysz to drugie?? – zapytał dalej kaszląc – Myślałem,
że ten Londyn to było tylko tak, żeby było gadanie – mówił słabym głosem, nie
przestając kaszleć.
-Nie Krysiu. Od tego, żeby było gadanie to jest Selena.
Pewnie widziałeś zdjęcia z imprezy, co? Dobra, mniejsza. Teraz ty mów. Czekam.
Christian przeżuwał jeszcze pół godziny ostatni kęs jabłka.
-A więc… - zaczął i zrobił pięciominutową przerwę, którą
Bieber skomentował tylko głębokim westchnięciem – Ona… - znowu przedłużenie
napięcia.
-Jest w ciąży? – zapytał rozbawiony Justin.
-Tak – powiedział Beadles z poważną miną – Szykują się już
nawet wnuki. Biebs parsknął śmiechem – Justin, zostaniesz prababcią!!
-Dobra, dobra, Chris. Powiedz wreszcie, zanim znowu stracę
przytomność!!
-A już myślałem, że dziewictwo. Ufff.
Bieber posłał mu spojrzenie z serii ‘R U fuckin’ kiddin’
me?’.
-Ok, ok. Jestem z nią – wyszczerzył się Beadles.
-I jesteś pewien, że ona o tym wie…?
-Tak?
-Dobra, tylko się upewniam. I jak to jest Christino mieć
dziewczynę?
-A jak to jest uprawiać sex? – zapytał w momencie, kiedy do
sali weszła Pattie.
Bieber zamarł, nawet przestał na chwilę oddychać.
-Co? Że ja? Niby skąd miałbym wiedzieć? Nie no Chris, co ty
odwalasz? W internecie sobie sprawdź – z jego ust posypał się potok słów, a na
twarzy pojawił się rumieniec.
Chłopacy nie potrafili wyczytać niczego z wyrazu twarzy
Pattie.
-Justin, Justin – westchnęła Pattie – Możesz mu opowiedzieć,
ja wyjdę – powiedziała rozbawiona i po chwili zniknęła za drzwiami.
-A, co jak ona podsłuchuje za drzwiami – szepnął Christian
do Biebera
-Debilu! – krzyknął szeptem Justin i uderzył Chrisa w ramie
– ‘Jak to jest uprawiać sex?’?! CO TO MIAŁO W OGÓLE BYĆ?!
-No co? Chcę wiedzieć – Beadles niewinnie wzruszył
ramionami.
Justin z trudem powstrzymywał się, żeby nie rzucić się na
przyjaciela.
Zo leżała na łóżku i nie mogła zasnąć. Jej serce nie
uspokoiło się jeszcze po śnie, a tym bardziej po usłyszeniu głosu Justina przez
telefon. W pierwszym momencie uwierzyła mu, że dobrze się czuje, ale im dłużej
o tym myślała, wydawało jej się to coraz mniej realne… Nie wiedziała jak, ale
po prostu czuła, że czuje się źle…
A może po prostu świruję? – zapytała się w myślach.
Przekręciła się na bok i spróbowała zasnąć. Kiedy już, już była na granicy jawy
i snu, usłyszała z trudem tłumiony śmiech przyjaciółki dochodzący z pokoju obok.
A o to i drugi powód z jakiego nie mogła spać. Nie potrafiła przestać myśleć o
tym co Liam i Ewel mogą wyprawiać w pokoju obok. Może nic groźnego? Może
mogłaby pójść i pośmiać się z nimi? W końcu odepchnęła od siebie tę myśl. Nie
będzie im przeszkadzała. Mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o Justinie. Na
pewno nie chciałaby na miejscu Eweliny, żeby ktoś przerywał im cokolwiek z tego
co teraz robią, nawet jeśli chociażby grali w karty, które jej przyjaciółka
przyniosła z domu, w które Zo zawsze wygrywała, a Ewel za każdym razem ze
śmiechem wszystkie rozrzucała i krzyczała na nią, że oszukuje. To była
ich ulubiona gra. Gra przywieziona z Niemiec przez chrzestną
Eweliny, teoretycznie należała do jej młodszego brata, ale w praktyce Zoey i
Ewel ustanowiły ją swoją ulubioną grą i grały w nią prawie przy każdym
spotkaniu.
Liam patrzył na nią rozbawiony. Miała na sobie krótkie
spodenki i powyciąganą bluzkę na ramiączkach, ale dla niego jak zawsze prezentowała
się atrakcyjnie.
-Zejdź na dół, skarbie, bo obudzisz cały dom – pociągnął za
jej bluzkę i w efekcie, zanim Ewel zdążyła, spowrotem usiąść, Liam zobaczył trochę
za dużo spod jej bluzki.
Odwrócił głowę, bo spojrzenie mu się zamgliło. Myślał, że
ciężko mu wytrzymać z rękami przy sobie wcześniej, teraz to już był kompletnie
poziom hard. Po chwili przerwy spojrzał na Ewelinę. Jej twarz była lekko
zarumieniona, a oczy błyszczące. Kiedy zauważyła, że patrzy uśmiechnęła się do
niego.
-Co ci tak wesoło, mała? Pozwoliłem ci wygrać – powiedział,
żeby chociaż spróbować odciągnąć swoją głowę od myślenia o jednym.
-Tak, oczywiście – pokazała mu język, jak pięciolatka –
Przyjmij przegraną jak prawdziwy mężczyzna.
Uśmiechnął się zawadiacko, przysunął się do niej. Zanim
dziewczyna się zorientowała, leżała pod nim, a on patrzył jej w oczy.
-A jak przyjmuje przegraną ‘prawdziwy mężczyzna’? – zapytał
przygryzając jej wargę i całując namiętnie jej usta.
-Nie wiem, ale podoba mi się twój sposób – odpowiedziała
rozmarzona, pomiędzy jego kolejnymi pocałunkami.
Nagle telefon Ewel zaczął wibrować.
Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz.
-Mariusz? – powiedziała zdziwiona. Udawała obojętną, ale jej
serce niebiezpiecznie przyspieszyło.
Liam wyczuł jej reakcję i nie do końca zadowolony podał jej
telefon.
Usiedli, a Liam przytulił Ewel do siebie mocno. Dziewczyna
oparła głowę o jego ramię i włączyła smsa.
‘Ciągle mi się
śnisz, nie mogę przestać o Tb myśleć. Spotkamy się? Jutro, tam gdzie wtedy?’
W oczach Eweliny pojawiły się łzy, ale zamiast zacząć
płakać, jak podejrzewał Liam, zaczęła się śmiać.
Wtuliła się w niego, a Liam czuł, że toczy ze sobą w środku
walkę. Pomiędzy tym co czuje, a tym co wie. Zabolało go trochę to, że ten
palant dalej wzbudza w niej takie uczucia, kiedy ma przecież go… Nic nie mówił,
tylko głaskał czule jej plecy. Wiedział, że potrzebuje teraz ciszy, żeby
wszystko sobie poukładać.
-Spotkasz się z nim? – zapytał szeptem, po kilku minutach.
Dziewczyna bezradnie wzruszyła ramionami, poczuł, że coś
skapnęło na jego ramię.
-Ewel, tylko nie płacz – powiedział błagalnie i przytulił ją
do siebie jeszcze mocniej. Oplotła go nogami i rękami i trzymała się jak
ostatniej deski ratunku.
___________________________________
Napisany z pomocą Zuuuzi :*